Około godziny dziesiątej z rana ostry dzwonek u drzwi. Spoglądam przez wizjer. Trzej nieznajomi mężczyźni: „Delegacja robotników z Ursusa w życiowej sprawie”. Otwieramy po krótkich pertraktacjach. Do mieszkania wdziera się grupa kilkunastu mężczyzn (reszta ukrywała się na schodach). Chcą mówić z członkiem Komitetu Obrony Robotników, panią Mikołajską, aktorką. Wpychają się do pokoju, gdzie Halina jeszcze leży w łóżku. „W imieniu robotników Ursusa i całej klasy robotniczej” żądają zaprzestania działalności w KOR-ze i „przesyłania wiadomości do Radia <>”. Powołują się na artykuł Misiornego w „Trybunie Ludu”. Grożą, że w razie niezaprzestania przez Halinę „przeszkadzania im w uczciwej pracy dla kraju”, oni potrafią też przeszkadzać i „żeby pani się nie dziwiła, jak na scenę polecą zgniłe jaja”. Krótko mówiąc, jest to pierwsza mała przymiarka do przyszłych wieców protestacyjnych z transparentami: „Precz z KOR-em!”, „Precz z wrogami socjalizmu i Polski Ludowej”, „Nie chcemy waszej obrony!…”, „Precz…” i tak dalej.
Rzekomi robotnicy odmawiają wylegitymowania się i podania nazwisk, „żeby nie znalazły się w <>”.
Być może, że rzeczywistość jest wśród tych napastników dwóch albo trzech robotników-aktywistów politycznych, odpowiednio poinstruowanych przez władze partyjne, bo dwie albo trzy twarze odbijają wyrazem przykrego niezdecydowania od zadowolonych i pewnych siebie mord większości „grupy naporu”. My wszyscy — Babcia, Tośka i ja — odnosimy się do tego teatru z właściwym dystansem: ani przez chwilę nie wierzymy w autentyczność tej „delegacji robotniczej”. Ale Haliny nie stać na dystans. Ona wierzy w te wszystkie kłamstwa. Twarz jej skamieniała w wyrazie przerażenia. Kiedy grożą rzucaniem zgniłych jaj na scenę, desperackim gestem zaciąga kołdrę na głowę.
Warszawa, 15 grudnia
Marian Brandys, Dziennik 1976-1977, Warszawa 1997.
Otacza nas coraz gęstsza sieć przemyślanej prowokacji. Fałszywe telefony ze zgłoszeniami ofiar pieniężnych i paczek. Fałszywe komunikaty Komitetu. [...] Wszelkie rodzaje podsłuchu: słuchające ściany, słuchający telefon (nawet przy odłożonej słuchawce). Ogromny, srebrzysty wóz z amerykańską (dla niepoznaki) rejestracją pod oknem Haliny [Mikołajskiej] [...]. Potężny, najbardziej nowoczesny aparat ścigania wszystkimi swymi siłami walczy z kilkunastoosobową grupką ludzi dobrej woli, którzy postawili sobie za zadanie obronę praw i godności człowieka.
Warszawa, 15 listopada
Marian Brandys, Dziennik 1976–1977, Warszawa 1996, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Był u Haliny [Mikołajskiej] Jacek Kuroń. Ma ciągłe kłopoty z „odchyleniem prawicowym” w łonie KOR-u. Można tych chadeków i endeków zrozumieć, że nie chcą się przyznawać do zdecydowanie lewicowych oświadczeń Kuronia w różnych wywiadach dla prasy zagranicznej, ale nie zdają sobie sprawy, że swymi intrygami torpedują cenną i pożyteczną inicjatywę społeczną. Otóż postanowili stworzyć własny komitet Obrony Praw Człowieka i Obywatela, nie mając w swym gronie żadnych osób reprezentujących rzeczywisty autorytet społeczny, nie mając żadnego aparatu wykonawczego. Ale inicjatywę mogą Kuroniowi wytrącić. Najsprytniejsza prowokacja by tego lepiej nie załatwiła. Co za gratka dla policji na przyszłość!
Warszawa, 8 marca
Marian Brandys, Dziennik 1976–1977, Warszawa 1996, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
W imieniu Regionu Ziemia Radomska jeden z delegatów zgłasza projekt uchwały o uznaniu działalności KOR-u jako pierwszego ogniwa robotniczej i obywatelskiej solidarności. Jest sprzeciw. Rozpoczyna się walka nerwów. Andrzej Gwiazda: „W 1976 roku partia w Radomiu i Ursusie napluła w twarz nie tylko robotnikom, ale nam wszystkim. Znalazło się w Polsce 22 ludzi, którzy zmyli z nas tę hańbę”.
Jednak robotnicy z delegacji lubelskiej boją się poprzeć uchwałę. Załogi przykazały im trzymać się od KOR-u z daleka. Zjazd się dzieli. Wiceprzewodniczący „Mazowsza” Paweł Niezgodzki proponuje, żeby raczej podkreślić zasługę Kościoła. Strzał jest celny. Górą katolicy.
Tak każdą świętość, ideę można uczynić przedmiotem rozgrywki.
Jan Józef Lipski, pisarz, członek-założyciel KOR-u podchodzi do mównicy, pragnie powiedzieć, że ta uchwała nie jest im wcale potrzebna, nie narażali się dla uznania ani dla sławy. I pada, karetka odwozi go do szpitala. Stamtąd pisze list pełen goryczy. Aktorka Halina Mikołajska chce oddać mandat delegata. Jacek Kuroń płacze.
Gdańsk, 28 września
Bartosz Kaliski, „Antysocjalistyczne zbiorowisko”? I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ Solidarność, Warszawa 2003, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
W obliczu zaistniałej sytuacji stanu wojennego, która ostatecznie zerwała dialog między społeczeństwem a władzą, wnosimy stanowczy i gorący protest przeciw pozbawieniu wolności naszych kolegów, czołowych przedstawicieli kultury polskiej. Jak nam dotąd wiadomo, znajdują się wśród nich: Halina Mikołajska, Klemens Szaniawski, Andrzej Kijowski, Andrzej Szczypiorski, Zbigniew Kubikowski, Jerzy Jedlicki, Roman Zimand, Jerzy Markuszewski. Nie istnieją żadne racje, które by usprawiedliwiały tego rodzaju akcję. Za podobnie bezzasadne uważamyaresztowanie czołowych działaczy „Solidarności”. Żądamy natychmiastowego zwolnienia wszystkich internowanych i publicznego przeproszenia ich za ten bezprzykładny w naszej historii fakt.
Warszawa, 13 grudnia
„Przegląd”, Aktorzy, Nr 1, Warszawa 1983.